Z całą pewnością nikt nie zaprzeczy temu, że to relacje stanowią główną oś, wokół której toczy się nasze życie. W pewnym momencie większość z nas zaczyna tworzyć bliskie związki. Docelowo prowadzić mają do życia wspólnie pod jednym dachem i do założenia rodziny. Jak się jednak okazuje, dla wielu osób relacje damsko-męskie wcale nie są takie proste, a wręcz przeciwnie. Generują sporą ilość konfliktów, problemów, czasem też prowadzą do rozwodów. Czy tak być musi? Nad tym tematem pochyla się psycholożka Judith Viorst, która już pojawiła się na moim blogu. (Zobacz: recenzja książki Wszystko, co musimy utracić). Tym razem na tapet wchodzi książka Małżeństwo dla zaawansowanych. Mimo tytułu nie jest skierowana jedynie do osób znajdujących się w sformalizowanych związkach. Może ją przeczytać każdy, kto chce tworzyć dojrzałą relację z partnerem/partnerką mającym/mającą być docelowo towarzyszem/towarzyszką całego dalszego życia tej osoby.
Co narzuca nam kultura
Autorka zauważa, że w relacjach damsko-męskich można zauważyć dwie tendencje. Jest to albo skupianie się na wadach danego związku (co prowadzi do natychmiastowego i długotrwałego obniżenia satysfakcji z relacji), albo nieustanne przypominanie sobie zalet danej osoby i powodów, dla których wybrało się właśnie ją. Bo to, że między dwoma dowolnymi osobami zawsze będą istniały pewne różnice – to jest sprawa oczywista. Jednak bywa, że o niej zapominamy. Na skutek naszej kultury, która pokazuje idealną relację damsko-męską jako „odnalezienie się dwóch połówek tego samego jabłka” czy „istnienie bratniej duszy, która odmieni całe nasze życie”. Niektórym ciężko wyjść spoza tego obrazu. I zrozumieć, że każdy jest sobą. Nikt nigdy nie będzie nas idealnie dopełniać (a nawet – że to nie jest konieczne do szczęścia!).
A co powinniśmy wiedzieć
Po pierwsze – zauważa autorka – to, jak się zachowujemy i czujemy w danej relacji, bardzo często wcale nie musimy zależeć od tego, kim i jaka jest ta druga osoba. Może to bowiem wynikać z własnych, nieuświadomionych założeń o płci przeciwnej i o relacjach, jak też z doświadczeń z przeszłości. Mowa tu oczywiście o wpływie dzieciństwa, ale nie tylko. Także o dziedzictwie międzypokoleniowym. (O tym, co nosimy za naszych przodków, pisał Mark Wolynn w książce Nie zaczęło się od ciebie, której recenzję możesz przeczytać TUTAJ).
Gdy zaczniemy więc od próby zrozumienia samego siebie, zamiast próby zmiany tej drugiej osoby, okazać się może, że roboty przy samym sobie jest naprawdę mnóstwo. I wcale „ogarnięcie się” nie jest takie proste. Być może ktoś ma głęboko w sobie zakorzenione przekonanie o tym, że nie jest godny miłości? (Co wpływa na to, że od obecnego partnera wymaga ciągłego potwierdzania uczucia). Ktoś inny może lękać się porzucenia, bać się zdrady itd. W efekcie bardzo często prowadzi to do tańca partnerów – wzajemnego odpychania się i przyciągania.
Dzieje się tak zazwyczaj wtedy, gdy w parę dobierze się osoba o lękowym stylu przywiązania oraz osoba o tendencjach do tworzenia więzi w stylu unikowym. Bo właściwie tylko osoby o bezpiecznym stylu przywiązania mają szansę do stworzenia zdrowego, satysfakcjonującego związku. I psychologowie, tacy jak Judith Viorst, dążą do tego, aby każda z pozostałych osób mogła u siebie wytworzyć właśnie taki bezpieczny styl przywiązania. A zaczyna się właśnie od uświadomienia sobie swoich przekonań na temat relacji. I od zmiany samego siebie, co pozwala w końcu wyjść poza odgrywany (może od lat) schemat.
Zmianę zaczynasz od siebie
Książka Małżeństwo dla zaawansowanych jest dobrą propozycją dla osób, którym zależy na budowaniu prawdziwej więzi z drugim człowiekiem. Autorka uświadamia bowiem, że nawet kłótnie są dobre, jeśli tylko pozwalają się dogadać i rozwiązać dany problem. Zauważa, że w długoletnim małżeństwie można być naprawdę szczęśliwym. Musimy tylko zacząć zmianę od samych siebie i nauczyć się doceniać to, co dobre. Stare małżeństwa być może znajdą tutaj receptę na to, jak odnowić więź. Także wtedy, gdy już dzieci „wylecą z gniazda”. Gdy już będzie się na emeryturze i znów codzienną rodzinę tworzyć będą tylko dwie osoby. Judith Viorst wskazuje, że „związek” to jakby „coś trzeciego” obok „ja” i obok „Ty” – dwóch odrębnych istot. Ten trzeci „twór” buduje się wspólnie. Poprzez zaangażowanie, które powinno się wzbudzać w sobie codziennie na nowo, i jeszcze raz, i znów na nowo. Bowiem: „Zawieramy małżeństwo w prawdziwej nieświadomości, a utrzymujemy je dzięki szczęściu i pracy”.