Czytam od zawsze. Pamiętam, jak mając te cztery latka, jechałam z mamą autobusem i z wielką pasją składałam literki z szyldów za szybą. Sklep z bu-ta-mi. Ga-lan-te-ria. Raj-sto-py bie-li-zna. I tak dalej. Prawdziwa przyjemność:). Książek było w domu niestety mało, ale to w niczym nie przeszkadzało. Po tych latach mogę spojrzeć na pamiątkowe zdjęcia, na których siedzę przy stole z nosem w… programie telewizyjnym (mam też zdjęcie, w którym stoję przed telewizorem, żeby wyłączyć film, w którym brzydki pan mierzy do drugiego brzydkiego pana z pistoletu… Nie wiem, czy naprawdę pamiętam tę sytuację, czy sobie ją później wymyśliłam…). A potem w końcu mogłam zapisać się do szkolnej biblioteki! Pierwsza książka? Ucho, dynia, 125! Oczywiście też wszystkie serie Doktora Dollitle’a. To były czasy…
Uwielbiałam lekcje polskiego i już wtedy wymarzyłam sobie, że zostanę polonistką. Ówczesna nauczycielka, pani Grażyna G., z tatuażem na ramieniu, miała naprawdę sympatyczny głos, aż chciało się jej słuchać. Była też pani Krystyna, której nazwisko mogło się niektórym mylić z autorką humorystycznych kryminałów takich jak Wszelki wypadek. Potem polonistka, z którą dzieliłyśmy imię;). I na koniec, postrach V Liceum w Bydgoszczy. Każda inna, jedyna w swoim rodzaju – musiałam mieć szczęście, że nikt mnie nie zraził do tego, aby kontynuować naukę w tym kierunku.
Pięć lat studiów polonistycznych. Ponad 861 przeczytanych dla własnej przyjemności książek (według Lubimy Czytać). I zero zwątpienia. Że mogłabym nie czytać. To już codzienność. Warto robić to, co się lubi, a jeśli jeszcze się okazuje, że można się dowiedzieć wielu nowych ciekawych rzeczy – to już bajka. A więc czytam. A do tego piszę – nie wiem, czy można to w ogóle nazywać recenzjami. To raczej moje przemyślenia na temat niektórych książek. Piszę, co o nich myślę, co z nich wyciągnęłam. Zachęcam lub odradzam. Niezależnie od oceny – ważne, że jest to moja ocena. I Ty też, nie kieruj się ostatecznie recenzją, a spróbuj wyrobić sobie własne zdanie na temat każdej z pozycji. W końcu to właśnie tak naprawdę o to tu chodzi – o samodzielne myślenie.
Blog hobbystyczny, w życiu zawodowym jestem redaktorem wydawnictwa naukowego. Także i tam czytam. A mama mawiała, że książki chleba nie dadzą… a jednak ;). A co to dla mnie znaczy? To, że zawsze będę podążać za głosem swojego serca.