Recenzja: Czarna owca medycyny – Jeffrey Alan Lieberman

Czarna owca medycyny

Gdybym powiedziała komuś „a czytałam właśnie historię psychiatrii”, to z pewnością spojrzałby na mnie ze zdziwieniem połączonym z sugestią, że to chyba ja potrzebuję psychiatry i to natychmiast. Bo kto normalny czytałby historię psychiatrii, która z całą pewnością musi być wyjątkowo nudna! Na pewno? Psychiatra Jeffrey Alan Lieberman postawił przed sobą zadanie: odczarować psychiatrię, aby przestała być uważana za coś „złego”. W efekcie powstała książka pt. Czarna owca medycyny (na polskim rynku pojawiła się za sprawą Wydawnictwa Poznańskiego, które prowadzi serię ZROZUM).

Czarna owca medycyny

Zaczyna się typowo, od dwójki wielkich. Od Freuda i Junga. W końcu to psychoanaliza na wiele lat zdefiniowała, dlaczego zaburzenia psychiczne spotykają ludzi. Relacja terapeuta–pacjent przez długi czas była prowadzona na wzór tego, co proponował Zygmunt Freud. Towarzystwo Psychoanalityczne było wierne swojemu mistrzowi, choć od czasu do czasu zdarzały się momenty buntu (lub po prostu głosy rozsądku) – w tym momencie przed naszymi oczyma pojawia się Carl Gustaw Jung, niegdyś uczeń Freuda, a potem ten, który zadał najgorszy cios. Jeno dlatego, że uznał, iż nerwice i inne konflikty psychiczne wcale nie muszą wiązać się ze sferą seksualności. Był on o wiele bardziej uduchowiony niż jego dawny kolega. Ale o Jungu więcej można przeczytać w recenzjach książek, które pojawiły się już na moim blogu – są to: Przełom cywilizacji oraz Wspomnienia, sny, myśli, a także książka Córki i synowie w analizie Jungowskiej Lindy Schierse Leonard, która w swoich badaniach wykorzystuje teorie Junga.

Tak było w Europie. Co jednak z Ameryką? Jak wyglądały początki psychiatrii na tym kontynencie? I tutaj zaczyna być ciekawie. Bo pojawia się Benjamin Rush i jego metoda oczyszczania jelit, która „pozwalała” pozbyć się choroby w najprostszy możliwy sposób. Ale nie będę się tu brzydko wyrażać, można się domyślić – za wskazówkę niech posłuży potoczna nazwa stosowanej tabletki: piorun Rusha. Działała błyskawicznie. To nie jedyna hardkorowa metoda leczenia. Wymieniać można dalej – pyroterapia (leczenie poprzez zarażenie wirusem malarii – za co badacz dostał Nagrodę Nobla!), terapia śpiączkowa, leukotomia (boli samo czytanie opisu; twórca tych tortur też dostał Nobla), lobotomia przedczołowa, terapia konwulsyjna, terapia elektrowstrząsowa (dalej ktoś uważa, że historia psychiatrii jest nudna??). I tudum, w końcu powstaje pierwsze lekarstwo psychoaktywne, a dzieje się to w 1950 roku.

Oczywiście przez całą książkę przewija się też problem: czym właściwie jest choroba psychiczna? (Według teorii psychoanalitycznej każdy człowiek prawdopodobnie cierpi na jakiś nerwicowy konflikt…) Poznamy kolejnego Niemca, urodzonego zresztą w tym samym co Freud roku. To Emil Kraepelin właśnie jako jeden z pierwszych starał się wyraźnie rozdzielić zdrowie od choroby psychicznej. Zapoznamy się też z przebiegiem słynnych psychiatrycznych eksperymentów, m.in. tym przygotowanym przez Davida Rosenhala (zdrowe osoby, symulujące przez moment, zostały tam przez psychiatrów uznane za chore psychicznie) oraz z wieloma innymi argumentami sugerującymi, że choroba psychiczna to fikcja. Zobaczymy, co działo się w konsekwencji działań ruchu antypsychiatrycznego – autor książki mówi między innymi o Kościele Scjentologicznym stworzonym przez pewnego pisarza sci-fi, jak też o znanej powieści Lot nad kukułczym gniazdem.

Jeśli istniał ruch anty-, to musiał być i pro-. Dowiemy się zatem wiele o powstaniu Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego oraz o jego zadaniach, między innymi o stworzeniu DSM, czyli podręcznika do diagnozy chorób psychicznych. Lieberman wiele miejsca poświęca także problemowi homoseksualizmu, który dopiero w 1990 roku przestał być uważany za socjopatyczne zaburzenie osobowości/dewiację seksualną/chorobę psychiczną. Dowiadujemy się, w jaki sposób badacze opracowywali DSM, którego wersja 5 obowiązuje do dziś.

Pojawiają się pojęcia: zaniepokojonych zdrowych, headshrinkerów (powiedzmy ‘skurczone głowy’), syndromu postwietnamskiego, terapii behawioralno-poznawczej i wiele innych. Jeffrey A. Liebelman w książce Czarna owca medycyny pokazał, jak długą drogę przeszła psychiatria, aby znaleźć się tu, gdzie jest dzisiaj – gdy można stosować nowoczesne terapie, bezpieczne środki farmakologiczne, a osoby chore psychicznie mogą dzięki temu funkcjonować w społeczeństwie, nie zaś w zamknięciu w szpitalu psychiatrycznym.

Gdy kogoś poślubiamy lub w kimś się zakochujemy, mówimy, że oddajemy drugiej osobie swoje serce, nigdy zaś – mózg. Gdy ktoś nas porzuca, mamy złamane serce, a nie złamany mózg. O ludziach hojnych mówi się, że mają wielkie serce albo dobre serce, albo złote serce, nie zaś złoty mózg. […]. Serce jednak nie jest niczym więcej jak tylko znakomitą pompą. […] Dla kontrastu: ludzki mózg jest niezrównanym superkomputerem […]. Porównywanie serca i mózgu to jak porównywanie domku dla lalek z nowojorską metropolią.