To książka, której obawiałam się już po samym tytule – czy aby nie będzie nawiedzona? Wszelkie rozwijanie świadomości kojarzy mi się zaraz z otwieraniem czakr, oczyszczaniem czakramów, trzecim okiem i innymi sprawami dostępnymi tylko dla oświeconych:D. Na szczęście obawy były zdecydowanie na wyrost, wprawdzie treść jest okraszona kwestiami, które sprawią, że racjonaliści uśmiechną się pod nosem z politowaniem, ale w gruncie rzeczy wszystko, o czym pisze autor, jest zgodne z tym, co uważają współcześni psychologowie. Zastanawiać może jedynie to, że dr David R. Hawkins – psychiatra kliniczny z kilkudziesięcioletnim stażem, członek American Psychiatric Association, zdobywca nagrody American Medical Association… nie ma swojej notki na angielskiej (ani na polskiej) Wikipedii:D. To tak na marginesie, ponieważ mimo tego jego książka Technika uwalniania. Podręcznik rozwijania świadomości naprawdę istnieje i zadbało o to wydawnictwo Virgo.
Na wstępie – chyba aby uspokoić wszystkich sceptyków – autor zaznacza, że szukając sposobów usuwania ludzkiego cierpienia, uciekał się do różnych dziedzin medycyny, psychologii, psychiatrii, neurologii, filozofii, metafizyki, kroczył po wielu ścieżkach duchowych, medytował… Wszystko to doprowadziło jednak do jednego wniosku – najlepszym sposobem na pogodzenie się ze złymi sytuacjami jest poddanie się swoim emocjom, uwolnienie ich i odpuszczenie – letting go and surrender. Autor zwraca uwagę na to, iż większość ludzi odpycha swoje negatywne emocje, boi się cierpienia, jakie one stwarzają, więc woli ucieczkę. O tym, że to najgorzej, pisała też psycholog Susan David w książce „Sprawność emocjonalna” (dlatego jeśli kogoś odstrasza jednak ta otoczka mistycyzmu wokół Techniki uwalniania, można wybrać jednak pozycję Susan David).
Hawkins zaznacza wielokrotnie, iż przyczyną cierpienia jest przywiązanie – na co zwraca uwagę właściwie każdy mistrz duchowy (niezależnie od tego, w którą stronę podążał) – osoby wierzące mogą znaleźć potwierdzenie tego w słowach de Mello – „jedna, jedyna przyczyna nieszczęścia: przywiązanie. Emocjonalny stan kurczowego przywiązania wynikający z przekonania, że bez pewnych rzeczy nie możesz być szczęśliwy”, racjonalistów pewnie bardziej ucieszą słowa Junga (mistrza mojego:D) – „Prawdziwe wyzwolenie pojawia się wtedy, gdy nie zamykamy oczu i nie wypieramy bolesnych stanów emocjonalnych, lecz gdy doświadczamy ich w pełni”. Zresztą sam David R. Hawkins wielokrotnie nawiązuje właśnie do tego szwajcarskiego psychiatry i psychologa, przypominając jego teorię cienia. Tutaj muszę jednak pogrozić Hawkinsowi palcem, ponieważ choć na początku wspomina o jungowskiej nieświadomości zbiorowej, to w ostatnim rozdziale (z odpowiedziami na pytania czytelników/słuchaczy) zaprzecza jej istnieniu, uznając, że archetypy to jedynie programy, od których można się uwolnić, nie zaś instynktowne rozumienie świata, symbole, które nie czynią nam żadnej krzywdy, a wręcz przeciwnie – pozwalają lepiej zrozumieć siebie.
Technika uwalniania pozwala zauważyć, że z życiowych kryzysów można czerpać korzyści – to właśnie te momenty pozwalają nam rozwijać się i stawać się lepszym – szczęśliwszym, bardziej wrażliwy, współczującym – człowiekiem. Według Hawkinsa szczęście można znaleźć właśnie w byciu prawdziwym. W odpuszczeniu oceniania innych ludzi i samego siebie, w zrezygnowaniu z gierek w relacjach interpersonalnych, z egoizmu, satysfakcji czerpanej z rywalizacji czy z własnego cierpienia (tak, bo bardzo często ludzie czerpią przyjemność z pławienia się w swoim bólu). Wszelkie „przyjemności” – jak alkohol, narkotyki, długie spanie, przygodny seks, wielogodzinne oglądanie seriali – to tylko ucieczka od własnych emocji, od tego, co nas tak naprawdę boli, od samego siebie. To właśnie dlatego tak wiele osób nie lubi spędzać czasu samotnie – boją się, co wyjdzie na wierzch, gdy zostaną sam na sam z własnymi myślami. Tymczasem „przytulenie” każdej emocji, która się pojawia, i odpuszczenie jej (na zasadzie zgodzenia się na to, co przyniesie los) wystarczyłoby do tego, aby poczuć się lepiej.
Autor wspomina też, że często negatywne emocje i myślenie mogą być przyczyną problemów zdrowotnych – co jest oczywiste jeśli chodzi o stres (który przecież często prowadzi do problemów z żołądkiem), jednak mało kto zwraca uwagę na to, że każda inna choroba również może wynikać nie z kłopotów ciała, a z tego, co my sami o sobie myślimy. Czy to brzmi creepy? Biorąc pod uwagę fakt, iż emocje i uczucia odzwierciedlane są przez reakcje ciała – chyba nie. Chociaż nie powiem, przykłady cudownych uzdrowień, które autor podaje pod koniec, są tak spektakularne, że i we mnie budzi się sceptyk. Na szczęście jako istoty rozumne nie musimy przyjmować wszystkiego, co jest napisane, do siebie:-), a jedynie wybierać to, co uważamy za wartościowe.
Autor nawiązuje także do teorii pochodzącej z pogranicza psychologii i neuropsychologii, mówiącej o tym, że mózg organizuje myśli, opierając się na tonacji uczuć (im jakieś wydarzenie wzbudziło w nas więcej emocji, tym więcej poświęcamy mu własnych myśli, tym dłużej i mocniej pamiętamy) – to jednak sprawia, że nawet latami możemy przeżywać jakieś wydarzenie – i przez to kręcić się w kółko. Dlatego właśnie warto uwalniać emocje. Hawkins proponuje każdemu zaniechanie wewnętrznej walki, bo to właśnie zgoda na wszystko, co będzie, pozbycie się przywiązania może dać szczęście. Wspomina o logoterapii Viktora Frankla, który proponował reinterpretację wydarzeń z przeszłości i uznanie w nich pozytywnych stron. W końcu „to, co czujemy i myślimy, zabarwia nasze widzenie świata”.
Hawkins wiele miejsca poświęca też najzwyczajniejszej empatii, jak też intuicji, dzięki którym potrafimy rozpoznawać stany emocjonalne innych (jakby nie patrzeć nie reagujemy na zdarzenia, tylko na emocje innych ludzi), wskazuje, że podążanie za „bogactwami” (które nie muszą być materialne, może to być nawet wielka potrzeba bycia w związku z kimś itd) wynika z wewnętrznego braku, z nieumiejętności znalezienia szczęścia w samym sobie. Mówi o przyjmowaniu roli ofiary, jak i o pysze i dumie. O żalu, smutku, jak i o tym, że wszelkie ograniczenia tworzymy sami – „nie mogę” i „nie chcę” wynikają zazwyczaj jedynie z lęku. Nawiązuje do psychologicznej koncepcji wewnętrznego dziecka/rodzica/dorosłego – postaw, które przyjmujemy (w zależności od sytuacji) w kontaktach z innymi. Wiele miejsca poświęca stracie, miłości, poczuciu wolności (zamiast żądzy), a wszystko to wiąże się oczywiście z pracą nad samym sobą, co sprawi, że przestaniemy postrzegać ludzi przez pryzmat tego, co mają, co mogą nam dać (jakie uczucia zaspokoić), a ważni będą z tego względu, kim są, tak po prostu. Że zaczniemy oddzielać myśli od uczuć, staniemy się bardziej niezależni od zewnętrznych zdarzeń, bardziej aktywni i otwarci na wszystko, co może przynieść życie.