Człowiek uczy się na błędach…, jednak nie na własnych, a na cudzych, bo sam przecież błędów nie popełnia:-). Niemal każdemu ciężko przyznać się do tego, że postąpiło się źle, zwłaszcza gdy inwestycja w daną kwestię była naprawdę spora – włożyliśmy w nią dużo zaangażowania, czasu, może też i pieniędzy. Im większe koszty ponieśliśmy, tym ciężej się wycofać – nawet gdy wszystkie zewnętrzne okoliczności wskazują, że to my się pomyliliśmy – dalej uporczywie trwamy przy swoim. W końcu Błądzą wszyscy (ale nie ja). Elliot Aronson na podstawie badań nt. dysonansu poznawczego, wraz z Carol Tavris, napisał książkę, w której wyjaśnia mechanizm samousprawiedliwiania. O ile błędy szaraka oddziałują najczęściej jedynie na niego (lub na najbliższe jego otoczenie), o tyle prokurator, nieświadomie popełniając błędy poznawcze, może skazać niewinnego człowieka; psychoterapeuta – może zniszczyć życie swojego pacjenta. Czy możliwe jest unikanie błędu konfirmacji? Jak wyrwać się z mechanizmów ego, które nie może przeżyć utopionych kosztów?
Kupujesz książkę, która po dwudziestu stronach okazuje się zwyczajnie słaba, ale już przeczytasz ją do końca; bluzka, która podobała ci się w sklepowej przymierzalni, po paru dniach już nie wygląda tak dobrze, tu obciska, tam za mało przylega, ale swoje kosztowała, więc warto założyć chociaż parę razy. Banalne przykłady? Projekt w pracy, po dwóch tygodniach od rozpoczęcia, okazuje się być najzwyczajniej w świecie nietrafiony… ale przecież dwa tygodnie..10 dni.. po 8 godzin… i tak po prostu to zarzucić?! Nowa, obiecująca znajomość, randki, wyjazdy, zaangażowanie uczuciowe, ale w pewnym momencie coś zaczyna zgrzytać… Robimy rzeczy średnio satysfakcjonujące, utrzymujemy średnie relacje, tkwimy w pracy, której nawet nie lubimy itd. A to wszystko przez dysonans poznawczy.
Każdy z nas co jakiś czas odczuwa nieprzyjemne napięcie, powstałe na skutek konfliktu dwóch psychologicznie sprzecznych ze sobą postaw, myśli, uczuć. Najprostszym sposobem na jego zniwelowanie jest samousprawiedliwianie. Łagodzimy dysonans i dzięki temu przestajemy dostrzegać własne błędy, a decyzje przestają wyglądać na złe. Mało tego, sami nie widzimy już hipokryzji we własnym postępowaniu. Według Aronsona, samousprawiedliwianie jest bardziej niebezpieczne niż zwyczajne kłamstwo. Kłamiąc, wiemy, że kłamiemy – i robimy to w celu osiągnięcia jakichś korzyści. Usprawiedliwiając się, sami wierzymy w to, co mówimy. Dzięki temu we własnych oczach pozostajemy uczciwi, kochani, dobrzy, inteligentni, sprawiedliwi itd.
Błąd konfirmacji, egotyzm atrybucyjny, naiwny realizm, konfabulacje, rozdmuchiwanie wyobraźni – a my nadal uważamy się za racjonalnych ludzi, postępujących logicznie:-). Nie wiemy nic o sobie, często mamy wątpliwości i to w różnych dziedzinach życia, a podejmując decyzje, kierujemy się tylko jakimiś śladowymi wskazówkami – stąd potem wszelkie działania, które mają nas utwierdzić w tym, że decyzja była dobra. A do tego wszystkiego wymyślamy sobie wspomnienia. Po czasie wydarzenia możemy pamiętać w zupełnie inny sposób, niż się one odbywały. Anthony Greenwald, psycholog społeczny, użył tu porównania ego do…totalitarnego przywódcy. Aby utrzymać swój obraz zwycięzcy, najłatwiej jest zafałszować historię, podrasować ją, w ten sposób nadal możemy przedstawiać się w korzystnym świetle. Nie są to celowe kłamstwa, przeinaczanie służą zachowaniu spójności własnego Ja. Wiążą się też z potrzebą utrzymania wysokiej samooceny (i odwrotnie, osoby, które mają bardzo niską samoocenę, wszystkie wydarzenia będą interpretować i wspominać tak, aby potwierdzić swoją beznadziejność). Mało tego, niektórzy mogą pamiętać coś, co się nigdy nie wydarzyło, lub też brać doświadczenia innych ludzi za własne, czy też urozmaicać wspomnienia informacjami z zewnątrz (source confusion). Brzmi to wszystko dość creepy, ale płynie z tego jedna piękna lekcja – jeżeli po pewnym czasie zaczynamy w inny sposób wspominać inną osobę/wydarzenia z jej udziałem, bardziej pozytywnie lub negatywnie – oznacza to oczywiście zmiany w nas samych, a nie w tej osobie. To, co dzieje się w naszym życiu teraz, przekształca wspomnienia. Bez wątpienia najważniejszymi konfabulacjami i zniekształceniami pamięci są te, które służą uzasadnianiu i wyjaśnianiu naszego życia.
Autorzy wiele miejsca poświęcają błędom poznawczym w pracy prokuratorów, policjantów. Wspominają przypadki, kiedy niewinne osoby były skazywane na 25 lat więzienia, na dożywocie, mimo iż pojawiały się dowody na ich niewinność – było już za późno, aby prokurator się wycofał i przyznał do porażki. Mało tego, psychologowie wskazują, że nawet niewinny człowiek może przyznać się do winy, gdy tylko przesłuchanie zostanie poprowadzone w odpowiedni sposób. W książce spotykamy psychiatrów, którzy byli w stu procentach pewni, że wspomnienia danej osoby są prawdziwe, lekarzy, którzy nie zauważali, że działają w konflikcie interesów; ludzi, którzy zniszczyli życie swoim bliskim, oskarżając ich o gwałt/molestowanie, co zostało im zasugerowane przez psychoterapeutę podczas sesji „odzyskiwania traumatycznych wspomnień”; osoby wierzące w porwanie przez UFO (co pozwala im wytłumaczyć pewne swoje zachowania), jak i bardziej przyziemnie – tych, którzy usprawiedliwiają swoje błędy/poglądy/uprzedzenia alkoholem. Zagłębiamy się w małżeństwa, w których samousprawiedliwianie stało się zabójcą miłości, w konflikty, z których ciężko się wycofać, bo zaszły już za daleko. Obwiniamy rodziców, bo w ten sposób możemy zminimalizować własną odpowiedzialność za dane wydarzenia. Dostrzegamy hipokryzję innych, uprzedzenia, stereotypy, którymi się kierują, a nie widzimy własnych.
A przecież – Największą spośród wszystkich wad jest brak świadomości którejkolwiek z nich.
Jeśli znamy już swoje psychologiczne martwe punkty, czy możemy coś z tym zrobić? Jak zrezygnować z samousprawiedliwiania? Nie będzie to proste, konieczna jest autorefleksja. Wymaga to wysiłku, stąd mało kto potrafi szczerze przyznać się do błędu, mimo korzyści, jakie by z tego wynikły. „Jeśli zdołamy się oprzeć pokusie usprawiedliwiania swoich działań w sposób sztywny i nacechowany nadmierną pewnością siebie, to pozostawimy wystarczająco dużo miejsca na empatię i świadomość ogromnej złożoności życia – między innymi na zrozumienie, że to, co nam wydawało się słuszne, w oczach innych mogło wyglądać zupełnie inaczej”.