Wolność od znanego

Wolność od znanegoByć szczęśliwym – czy jednak jest jakaś recepta na szczęście? Chyba jedynie taka, aby żyć tu i teraz, nie oglądając się na przeszłość ani na przyszłość. Czy wyzwolenie się od myśli jest możliwe? Swoją wiedzę na ten temat przekazuje Jiddu Krishnamurti. Jego rozmyślania w książce „Wolność od znanego” zajęły około setki stron. Nie pojawiają się tam żadne konotacje religijne, nie ma podejścia „moja prawda jest absolutna” (co się często zdarza u myślicieli – patrz: Osho (recenzja Księgi kobiet tutaj)), na co jestem uczulona, dlatego czytało się dobrze. Nie ma tu mistycyzmu – wielki plus.

Krishnamurti radzi odrzucić autorytety – religijne, społeczne, kulturalne. Ciągle tylko pomiędzy nimi błądzimy. Wydaje nam się, że skoro nie odnaleźliśmy siebie w religii chrześcijańskiej, to znajdziemy to „coś” w buddyzmie; jeśli własny kraj nie daje nam szczęścia, to musimy szukać dalej; jeśli nie zgadzamy się jedną partią, musimy zgadzać się z opozycyjną. Jeśli nie rozumiemy społeczeństwa, powinniśmy wyjechać na pustkowie i tam „poznawać siebie”. Nie chodzi jednak o przechodzenie z jednej opcji w drugą, nie chodzi też o ucieczkę. Krishnamurti poleca społeczną rewolucję – zrozumienie wszelkich wpływów i wyzwolenie się od Znanego. Zamiast kierować się autorytetami (które są przecież ograniczeniami) – spróbuj poznać sam siebie. Jak? Tego Krishnamurti nie mówi – sam musisz znaleźć drogę: „Zadawanie pytań jest pytaniem samego siebie”. Szczęście znajduje się w tu i teraz: to jedynie Myśl prowadzi nas do cierpienia, zatem gdy zrozumiemy, czym ona jest, będziemy mogli wyzwolić własny umysł.

Nie zadawaj więc pytania „Czy jestem teraz szczęśliwy?” – w tym momencie już nie jesteś. Twoja wolność skończy się wraz z tym pytaniem. Zamiast myśleć – działaj. Doświadczaj – teraz. Jutro to doświadczenie nie będzie miało już znaczenia. Być może konieczne będzie przewartościowanie wszystkiego, w co się wierzyło do tej pory. Wiele osób będzie jednak zastanawiać się – czy taka wolność od wszystkiego znanego jest w ogóle możliwa? Czy to nie utopia Krishnamurtiego? Bycie świadomym własnych myśli oraz działań bez wczoraj i bez jutro? Obserwowanie swoich myśli bez kontroli, z dystansu? „Umrzeć na wszystko, co było wczoraj, aby twój umysł był zawsze świeży, zawsze młody, niewinny”? Chyba rozumiem, o co chodzi Krishnamurtiemu i dzięki niemu mogę spojrzeć na pewne rzeczy z innej perspektywy, ale to nie mój człowiek, może muszę jeszcze dorosnąć. Bo dziś – czy w tym właśnie nie powinno tkwić piękno naszego życia, że doświadczamy, że przeżywamy i nosimy te przeżycia w sobie (to dzięki nim każdy z nas jest niepowtarzalny), że marzymy, że czujemy radość, smutek, ból, rozdrażnienie, euforię, przyjemność, strach, rozpacz? Czy to właśnie nie jest „szczęście”? Byle zwolnić i to dostrzec.

Krishnamurti chce, aby świat był lepszy, zwraca uwagę jedynie na jego złe strony, na „nasze uprzedzenia, naszą nienawiść, nasz nacjonalizm”, na akceptację nieporządku, na chaos, egocentryczną działalność, na podziały. Na płytkość, chciwość i brutalność. Chcesz zdobyć pieniądze? Jesteś niewolnikiem autorytetu. Chcesz mieć dobrą pozycję społeczną? Też jesteś niewolnikiem autorytetu. Oczekujesz czegoś? Robisz coś dla osiągnięcia przyjemności? Tak samo. A powinieneś mieć własną prawdę – i znów, nikt nie powie Ci, jak ją znaleźć. Krishnamurti też nie. On tylko analizuje pewne wartości, dokonuje obserwacji, a to, co z tym zrobimy, zależy od nas samych. Porusza temat wiary, bólu i lęku, ale też przyjemności, miłości, wspomina o medytacji.

„To, co ja mówię, ma bardzo małą wartość dla was. Zapomnicie o tym, gdy zamkniecie tę książkę. Być może zapamiętacie, będziecie jednak powtarzać pewne zdania, porównywać to, co przeczytaliście, z inną książką, ale wtedy nie spojrzycie prosto w twarz swemu własnemu życiu. A tylko to ostatnie ma znaczenie .”