Księga kobiet. Duchowa siła kobiecości

Świeżo po lekturze – zastanawiam się jedynie, PO CO ja właściwie czytałam tę książkę do końca? Jej tytuł zupełnie nie przystaje do treści, mam wrażenie, że jedynym celem tej książki jest manifestacja sprzeciwu Osho wobec zawierania małżeństw. 115 kiepskich stron. Jeśli chodzi o kobiecość, w sedno trafia Jung, czytając jego teksty na temat psychiki kobiet, mogłam powiedzieć „No, Carl, skąd tak dobrze mnie znasz?!”. Osho nie zna kobiet zupełnie, choć próbuje robić za guru – zawiodą się na książce osoby, które liczyły na coś wartościowego, biorąc pod uwagę tytuł tej pozycji. Tylko z nielicznymi jego poglądami mogę się zgodzić.

Przez całą książkę przewija się myślenie tantryczne – niestety idea tantryzmu zupełnie do mnie nie przemawia, nawet nie chodzi o to, że wolność seksualna nie jest zgodna z moimi poglądami; ale o wychowanie dzieci we wspólnocie. Według mnie – TO TAK NIE DZIAŁA. Nawet mimo kontaktu dziecka z licznymi „ciociami i wujkami”, i tak zawsze rodzice będą dla niego najważniejsi. Oni, chcąc nie chcąc, mają największy wpływ na wychowanie dziecka i tak będzie nawet we wspólnocie.

Czym jest dla Osho wolność? Szafuje tym słowem na prawo i lewo, traktując je jak swój oręż, tymczasem tak naprawdę wszystko sprowadza do wolności seksualnej i do tego, że poligamia uzdrowi świat. Dla mnie wzajemna wolność w związku to nieograniczanie drugiej osoby, próby zrozumienia w każdej sytuacji, a nie egoizm i spieprzanie z relacji, kiedy wyczuje się lepszą okazję. A Osho propaguje egoizm i zaspokajanie własnych potrzeb pod maską „krzewienia miłości” – twierdzi, że relacja mężczyzny i kobiety jest ZAWSZE OKROPNA, dlatego lepiej mieć dużo kobiet. Propaguje wolny związek, twierdząc, że to sprawi, że ludzie nauczą się kochać głębiej – a przecież wolny związek to nie poszukiwania miłości, jako uczucia, gdzieś indziej, tylko postawa wiążąca się z chęcią zabawy bez żadnych zobowiązań i ograniczeń. Dla Osho tym jest wolność – możliwością seksualnego zaspokajania się z kim chcesz i kiedy chcesz, pod przykrywką „miłości”. Nie kupuję tego.

Nie kupuję niczego od Osho. Jest on negatywnie nastawiony do ludzi, po prostu czuję tu fałsz. Zupełnie inaczej czyta się teksty mnicha buddyjskiego Thich Nhat Hanha, którego podejście do miłości jest o wiele piękniejsze. Mówi o tym samym co Osho – o samotności i osamotnieniu, miłości – ale w zupełnie inny sposób. Czytając Hanha, masz ochotę pielęgnować miłość do drugiego człowieka, bez chęci zawłaszczenia tej osoby. Czytając Osho, stajesz się egoistą. Nie masz po co umacniać więzi, pielęgnować miłości – gdy tylko poczujesz się źle, wymiksuj się z tego układu, nie walcz, znajdziesz ukojenie w ramionach innej/innego. Przyzwolenie na zdradę? – “Widząc, że twoja kobieta obejmuje kogoś innego, nie czujesz zazdrości” – ja, jako kobieta, NIE CHCĘ obejmować innego. Chcę obejmować mojego mężczyznę – w tym widzę szczęście. Jeśli przestanę tego chcieć, dopiero wtedy mogę szukać innych objęć, nie W TRAKCIE związku. Poszukiwanie szczęścia gdzieś indziej w trakcie związku by znaczyło, że jest on chybiony, bo nie spełnia moich potrzeb – po co więc w nim tkwić? O co temu Osho chodzi? Jak widać, dalej chyba jedynie o egoistyczne spełnianie własnych potrzeb, nie licząc się z uczuciami innych, nie o tę “WOLNOŚĆ”, jego ulubione słowo, które namiętnie powtarza, mając jakieś wypaczone spojrzenie na to, czym ta wolność jest.

Dalej, co tu jeszcze mamy? Ciągłe zaprzeczanie samemu sobie. W jednej chwili związki lesbijskie są wybawieniem, bo kobiety potrafią zrozumieć się nawzajem, w drugiej zaś – kilka stron dalej – Osho pisze, że kobiet nigdy nie łączą prawdziwe więzi, bo są one wobec siebie zazdrosne i traktują siebie nawzajem jak wrogów. Halo? Takich sprzeczności jest w tej książce całe mnóstwo. W opisie umysłu kobiecego całkowicie chybił. Mówi o cechach, które są ludzkie (na przykład właśnie zazdrość, jak też chęć posiadania) – właściwie na ten temat nie ma nic ciekawego do powiedzenia. Nie zna kobiet. Skąd ten tytuł książki?

Ale pamiętajcie, najgorszym, co może spotkać ludzkość, jest małżeństwo! Najlepszą logikę prezentuje nam nasz Osho: rozwody są złe, a więc małżeństwa też są złe. Brak małżeństw = brak rozwodów. Problem rozwiązany! Po zawarciu małżeństwa, miłość znika. Osho nie wie, że uczucie można pielęgnować, bo w sumie po co? Skoro możesz iść do innej kobiety, kiedy tylko zechcesz.

Na koniec, najlepsze: Kobieto, po co ci dzieci? Zajmij się sztuką, bo ziemia jest przeludniona! I pamiętajcie: „Jeśli zaczniecie chodzić do siłowni i pracować nad rozwinięciem muskulatury, będzie to najgorszy wybór w dziejach ludzkości” :-) :-) :-) Po tym Osho stał się moim guru głupoty.

Jedynym, co warte uwagi, jest to, co Osho mówi o życiu tu i teraz, jodze, medytacji i uważności. Można przeczytać te 3 strony odnoszące się do tych tematów. Poza tym – nie warto.