Kropki

KropkiZ pewnością osobom, które regularnie odwiedzają YouTube’a, postać Włodka Markowicza nie jest obca. Mnie była, dlatego nie będę stronnicza, oceniając jego książkę. Nie widziałam żadnego vloga Włodka, a pierwsza moja styczność z nim miała miejsce na żywo, podczas festiwalu filmowego w Krakowie w czasie zeszłorocznej majówki. Teraz nawet niewiele pamiętam z tego, co wtedy mówił. Raczej pozostały mi ogólne wrażenia. Na przykład to, że większość osób z publiczności trafiła tam chyba przez przypadek – raczej ciężko podejrzewać dziadków o bycie fanami jakiegoś tam gościa z internetu. Ale byli, słuchali do końca, i to chyba dobrze świadczy o Włodku – w końcu potrafił zainteresować osoby, które nawet nie wiedziały, kim on jest. I które raczej swoją mentalnością niewiele miały z nim wspólnego. O ile na żywo może słuchać Włodka każdy, o tyle po jego książkę z pewnością sięgnęli jedynie prawdziwi fani. W końcu Kropki nie były reklamowane jako bestseller roku…

Zaczęłam czytać z entuzjazmem. Chyba dzięki chwytowi z umieszczeniem na wstępie listy utworów muzycznych, które towarzyszyły twórcy podczas pisania. Wydawało mi się to znakomitym pomysłem. W końcu wczuję się w klimat! Pojawią się emocje! Tekst stanie się dzięki temu mi bliższy! To nie będzie zwykłe czytanie, tylko prawdziwy rytuał. Ale niestety, przetrwałam 4 piosenki z playlisty. Przy drugiej włączyła się reklama leku na katar. Między kolejnymi – reklama KFC. Rozważania o ateizmie przy skrzydełkach z kurczaka. Playlista poszła więc w odstawkę.

Kropki

Zastanawiałam się też, czy w ogóle da się zrecenzować tę książkę, nie odwołując się do własnego życia. W końcu przy wielu rozdziałach podczas czytania pojawiały się myśli “też tak miałam”, “też przez to przechodziłam”, “to tak jak ja”, lekturę przerywała więc retrospekcja, szybki powrót do dawnych czasów. Chyba więc nie da się o tym pisać inaczej niż przez pryzmat własnych doświadczeń. I Włodek potwierdził te przypuszczenia wprost w połowie książki, pisząc: “Tę książkę traktuj jak lustro”. Jego cel został osiągnięty – czytanie przemyśleń Włodka nie prowokowało do oceny jego osoby, a zachęcało do rozmowy z samym sobą. Do wspominania dawnego siebie i zastanawiania się nad tym, jaka byłam wtedy, a jaka jestem teraz. Włodek po kolei porusza wszystkie tematy, które w pewnym okresie zaczynają interesować każdego nastolatka. I dochodzi do takich wniosków, do których po prostu trzeba dojść. Tylko zwyczajnie zajmuje to nam zwykle sporo czasu.

Na początku pomyślałam sobie, że ta książka wiele by mi dała, gdybym przeczytała ją w wieku 15 lat, nie teraz, mając tych lat już o 9 więcej. Ale – nie. Nie chciałabym jej wtedy czytać. Bo co to za przyjemność, kiedy ktoś nam w jednym miejscu podaje odpowiedzi na wszystkie nasze pytania i nie musimy ich poszukiwać samodzielnie? To nie są prawdy, do których nie udałoby się nam dojść samemu, a więc taka droga na skróty jest niepotrzebna. Dla kogo jest więc ta książka? Starsi, którzy już przez ten etap poszukiwań odpowiedzi na ważne pytania, przeszli, nie będą zaskoczeni tym, co pisze Włodek. Można więc przeczytać Kropki chociażby po to, aby uporządkować sobie wszystko w głowie, utwierdzić się w swoich przekonaniach, czy po prostu dla relaksu – żeby zobaczyć, że ktoś też tak miał.

Przejdziemy więc wraz z Włodkiem przez nastoletni bunt, etap ateizmu i rozważań nad sensem życia. Włodek ujawnia to, “co siedzi mu w głowie, a do czego bał się przyznać przed samym sobą”. To między innymi przemyślenia na temat dualizmu świata, cierpienia, emocji. To poszukiwania recepty na życie – jak być szczęśliwym? Żyć tu i teraz? Uszczęśliwić innych? Kropki pozwalają zastanowić się nad tym, jak JA żyję i czego JA boję się przyznać przed samą sobą. Nawet takie banalne sprawy – nie oglądam telewizji i niemal nie czytam wiadomości, czy to ignorancja czy zapewnienie sobie spokoju? Czy te sytuacje z dzieciństwa, które zapadły nam w pamięć, ale, wydaje nam się, że nie mają żadnego znaczenia – może jednak je mają? Co z myśleniem, analizowaniem i roztrząsaniem sytuacji, na które przecież nie mamy wpływu, skoro już się wydarzyły? (w tym jestem mistrzem i ciężko przyznać przed samą sobą, że ja to chyba po prostu lubię. Taplać się w tym przeżywaniu i interpretowaniu…), dla spokoju może lepiej się tego oduczyć? To tylko niektóre z pytań, które mogą się pojawiać w związku z lekturą, każdy czytelnik zapewne zwróci jednak uwagę na coś innego i inne kwestie będą go nurtować. To dobrze. Włodek daje też kilka rad dla osób zagubionych w swoim życiu. Właściwie są to rady oczywiste – m.in. rozmowa jako środek terapeutyczny. Ale ile osób ma z tym problem? Z tym, żeby tak po prostu, bez żadnej maski, otworzyć się na innych? Wtedy pokazujemy swoje słabości, które czynią nas bezbronnymi. Czujemy się jak zagubiona na środku drogi, wystraszona sarna, która widzi przed sobą tylko skierowane nań światła reflektorów zbliżającego się auta. Ale przecież nie zawsze musi to oznaczać zranienie. Czasem ktoś się przecież zatrzyma…

Co mnie najbardziej zaciekawiło w Kropkach? Włodek stawia tu ciekawą tezę dotyczącą introwersji. Ciekawą – bo nie pojawiła się ona w jednej z poprzednich książek, o których pisałam, choć książka ta dotyczyła jedynie tego tematu. Włodek w kilku zdaniach zawarł swoją prawdę o tym, czym jest introwersja. I o dziwo te kilka zdań wydaje się nawet bardziej przekonujące niż kilkaset stron wywodów. Musi w tym coś być.

Włodek swoją książką odkrył wrażliwą część siebie, ale Kropki można podsumować po prostu w paru słowach. Chodzi o poszukiwanie. Drogi, sensu, odpowiedzi na pytanie: kim jestem? Czym jest szczęście? JAK żyć? Najważniejsze to nie bać się poszukiwać. Robić to, co sprawia nam radość, nie oglądając się na innych. Czuj – dawaj wyraz swoim emocjom. I zachowaj równowagę pomiędzy życiem materialnym a duchowym. Wszystko brzmi jednak prosto tylko na papierze czy ekranie komputera. A kto z nas potrafi tak żyć? Zawsze możemy próbować.