Coś dziwnego, momentami przytłaczającego. Ale język jaki piękny. Wprawdzie od kilku lat czytam mało książek fabularnych, ale naprawdę nie przypominam sobie, kiedy i czy w ogóle kiedykolwiek aż tak spodobał mi się styl autora. Dobór słownictwa, gry i żarty językowe, niezwykle liczne dosłowne i niedosłowne nawiązania kulturowe. Po prostu cała ta powieść swoim stylem jest nie do podrobienia. A na planie pierwszym Artur Król i polskie lata dziewięćdziesiąte. Anhedonia autorstwa Arnolda Cytrowskiego to książka, która na początku atakuje nas czerwienią okładki i kontrastowym niebieskim, narzuca się, zaciekawia, a opis wydawcy nie pozostawia wątpliwości: to będzie mroczna opowieść. Czego się bowiem można spodziewać po głównym bohaterze, „straumatyzowanym, a może i szalonym”, który wierzy, że słyszy złe myśli innych ludzi?
Życie i omen śmierci
Mały chłopiec, który przeżył, co przeżył, zobaczył, co zobaczył – i dorósł, jako „wybrany przez Boga lub też przez Boga przeklęty”. Ten, który widywał tańczącego Śiwę, omen śmierci; który poznał zło w innych ludziach i wciąż poznaje je w sobie samym. Ten, którego wnętrze opisuje właśnie słowo anhedonia, niemożność odczuwania szczęścia, co prowadzi go ku autodestrukcji. Na skutek pewnych zdarzeń wiąże się z mafijnym światkiem. W tle zabójstwa polityczne.
Witold. Funkcjonariusz państwowy, śledczy, alkoholik, samotny, ze swoją historią. Co może go połączyć z Arturem Królem? Obaj są wrażliwi mimo pozornej gruboskórności? Obaj nie wierzą w ludzi? Różne zdarzenia poznajemy z perspektywy ich obu, widzimy, jak łączą się ich losy. I są to przeróżne wydarzenia – od tych, które w czytelniku wywołują lekki niepokój, gniew, obrzydzenie, poprzez te, które wywołują zdziwienie, aż do tych, które potrafią nawet rozbawić (okazuje się, że to możliwe w książce pełnej brutalności i napięcia, duża w tym zasługa stylu autora, który doskonale uwypukla absurd pewnych sytuacji).
I Król w końcu upada
Ogółem jednak to książka, w której pozytywnych emocji się nie dopatrzymy. Patrzeć możemy jedynie na upadek głównego bohatera, który z niezwyciężonego króla życia staje się już tylko Arturem Królem. Dlatego to nie jest „zwykła” książka fabularna z wątkiem kryminalnym, choć poszukiwania zabójcy polityków są podstawową nitką wiążącą powieść w całość. To książka z rozbudowaną psychologią postaci, poruszająca kwestie egzystencjalne. A wszystko rozgrywa się wśród blokowisk, McDonalda, burdelów, stu mostów i jednej rzeki. Atmosfera szarości z jednym płomykiem nadziei w dniu, w którym Artur Król wszedł sam do fokarium, a wyszedł nie sam. Jeden błysk w anhedonii głównego bohatera.
Arnold Cytrowski burzy spokój czytelnika, prowadząc go nie tylko po szarych ulicach Polski lat dziewięćdziesiątych, nie tylko po pełnym przemocy mafijnym środowisku, ale przede wszystkim po umysłach bohaterów. Co dzieje się w ich głowach? Jak radzą sobie z codziennym poczuciem osamotnienia? Z konfliktami wewnętrznymi? To wszystko jest w anhedonii.
PS Jak w książce o brudnym mafijnym światku znalazł się Profesor Rafał Wilczur?