Zwolennicy kapitalizmu są przekonani, że tylko dzięki wolnemu rynkowi może rozwijać się gospodarka, dlatego to właśnie kapitalizm jest według nich jedyną słuszną drogą dla każdego kraju, który chce być znaczący pod względem ekonomicznym. Czy tak jest w rzeczywistości? Z tą tezą rozprawia się Ha-Joon Chang, który w swojej książce pt. Źli samarytanie. Mit wolnego handlu i tajna historia kapitalizmu udowadnia, że jedynie interpretowanie przeszłości z punktu widzenia teraźniejszości sprawiło, że uważa się wolny handel za prawdziwe dobro. Tymczasem kraje obecnie bogate w przeszłości szły inną drogą niż ta, o której teraz tak ochoczo mówią i polecają krajom rozwijającym się… Same jednak swego czasu dyskryminowały zagranicznych inwestorów, stosowały protekcjonizm, a ich recepty polityczne były zwykle sprzeczne z dzisiaj zalecaną ekonomią. O co tu chodzi?
Autor uważa, że kraje obecnie bogate specjalnie odpychają drabinę, „po której same się wspięły na szczyt światowej gospodarki”. Oczywiście z prostego względu – aby szybko nikt im nie dorównał. Zauważył to już w 1841 roku pewien niemiecki ekonomista, później wielu innych ludzi, jednak mimo to od tego czasu nic się nie zmienia: bogate kraje są jak źli samarytanie, którzy wyrządzają krajom rozwijającym się krzywdę pod przykrywką pomocy. Do tego stopnia rozwinięte kraje przeinaczyły historię kapitalizmu, że już nie dostrzega się podwójnych standardów historycznych. Ha-Joon Chang w swojej książce dokładnie nam je przedstawia, dlatego też tajna historia kapitalizmu przestaje być taka tajna;-).
Po pierwsze – historię tworzą zwycięzcy. Nierzadko obecnie bogate kraje naginały swoją własną historię, aby obraz własnego kraju-z-przeszłości był zgodny z tym, jaki ten kraj jest obecnie – a nie z tym, jaki był naprawdę. Czy zwykli ludzie mogą oddzielić fakty historyczne od tych naciągniętych, wymyślonych lub częściowo nieprawdziwych? Pomoże w tym Ha-Joon Chang, dlatego czeka nas krótka podróż przez historię aż do czasu pojawienia się wolnego handlu. Fakty i mity na temat globalizacji zajmują sporą część książki.
Dowiemy się, że sukces niemal każdej gospodarki zależał od selektywnej, strategicznej integracji z gospodarką światową, nie od wolnego handlu. Jeśli kraj rozwijający się posiada autonomię w kreowaniu własnej polityki ekonomicznej, wówczas prawdopodobnie wybierze wspieranie krajowych gałęzi gospodarki, dofinansowywanie odpowiednich branży mimo początkowego braku zysków. Autor wskazuje, że „większość tych krajów, które miały jakiś wybór, nie decydowała się na wolny handel poza naprawdę krótkimi okresami”. Niemcy po II wojnie światowej aż do końca lat 80. skupiały się na sektorze przedsiębiorstw państwowych, podobnie Finlandia, Francja, Norwegia czy Włochy. Finlandia postawiła na przedsiębiorstwa państwowe w branży górnictwa, stalownictwa, papiernictwa, przemysłu chemicznego, a dzięki wsparciu tych branży przez rząd mogło dojść do technologicznej modernizacji, która przełożyła się na późniejsze zyski. Ten temat można rozwinąć zresztą, biorąc pod uwagę firmy prywatne. Gdyby Nokia – początkowo zajmująca się wycinkami lasów i produkcją gumiaków – nie zdecydowała się na wstąpienie w branżę elektroniczną i przez 17 (!!!) lat nie wspierałaby swojego raczkującego biznesu – nie miałaby później po stokroć większych zysków niż z wyrębu. Podobnie Samsung, który wcześniej zajmował się… rafinacją cukru.
Ha-Joon Chang wymienia sposoby wspierania krajowego przemysłu przez państwo, wśród których znajduje się aż jedenaście narzędzi – w tym cła czy patenty. Autor nie ucieka jednak od tego, że istnieje wiele przedsiębiorstw państwowych, które ledwo zipią. Wskazuje jednak, że problemy, z którymi one się zmagają – tj. problem przełożonego-agenta, „jazdy na gapę” i miękkie ograniczenia budżetowe – to problemy, na które cierpieć mogą także duże firmy prywatne o rozproszonej strukturze.
Wiele miejsca autor poświęca też patentom. Stawia pytanie: czy „pożyczanie” idei jest czymś złym? Jak to się stało, że w 1997 roku na koreańskim rynku pojawił się Windows ’98? Kopia dostępna na rynku przed oryginałem? Co z branżą farmaceutyczną i tańszymi odpowiednikami lekarstw, których cena wynosi często raptem 5% oryginału (w przypadku leków na HIV/AIDS)? Choć wydaje się to na pierwszy rzut oka niesprawiedliwe, to w 2001 roku firmy farmaceutyczne przegrały walkę z „podróbkami” swoich leków w Afryce. Kradzież w tym wypadku miała znaczenie etyczne: inaczej żadnego mieszkańca Afryki nie byłoby stać na leczenie HIV/AIDS.
Warto zauważyć także, że obecnie opatentować można niemal wszystko, co często doprowadza do absurdu. Przykładem może być sytuacja z 1995 roku, kiedy na Uniwersytecie Missisipi opatentowano… medyczne zastosowanie kurkumy, mimo że powszechnie znano je od tysięcy lat. Opatentowano także „złoty ryż”, poszczególne substancje chemiczne itd., a to wszystko zamiast prowokować rozwój zatrzymuje go – inni naukowcy nie mogą po prostu rozwijać technologii w swoich laboratoriach, bardzo często bowiem najpierw muszą za pomocą swoich prawników uzyskać możliwość wykorzystania danej substancji czy danego elementu, przez co znacząco traci się na czasie… Biedne kraje, których nie stać na opłaty licencyjne, nie mają szans rozwoju, nie mogą prowadzić badań: Jeśli wiedza jest jak woda, która spływa w dół, to dzisiejszy system IPR jest niczym tama, która zmienia potencjalnie żyzne pola w technologiczne pustynie.
Kolejną kwestią, którą zajmuje się Ha-Joon Chang, jest inflacja. Rozprawia się on z tezą, że inflacja nie sprzyja rozwojowi. Jego zdaniem umiarkowana (do 40%) inflacja może iść w parze z szybkim wzrostem gospodarczym. Argumentuje to szeroko przez kolejne strony książki. Walczy też z mitem o bezpartyjności banków centralnych, z ostrożnością finansową i dyscypliną monetarną. Czy kraj rozwijający się może tworzyć deficyt w budżecie? Czy może „pożyczać od przyszłych pokoleń”? (Odpowiemy – MOŻE!). Ale to nie koniec trudnych pytań (i odpowiedzi, które ciężko kapitalistom zaakceptować). Dalej autor pyta: czy korupcja szkodzi rozwojowi gospodarczemu? I nad tym zatrzymuje się na parę stron. Aż w końcu dochodzimy do tematu… demokracji. Czy idzie ona w parze z wolnym rynkiem? Czy każda kultura jest zdolna do rozwoju gospodarczego? Żadnego pytania Ha-Joon Chang nie pozostawi bez odpowiedzi. To książka dla każdego, kto ma jakieś pojęcie o ekonomii, jak i dla całkowitego laika (jak ja:)).