Książka, która wprowadziła mnie w lekką konsternację. Była to bowiem konfrontacja z dotychczasowymi przekonaniami na temat… oddychania. Każda osoba uprawiająca jakiś sport dobrze wie, jak ważne jest oddychanie – ja też… przynajmniej tak mi się zdawało. Łatwo mogę sobie przypomnieć, jak to na niejednym treningu, gdy odruchowo wstrzymywałam oddech podczas ciężkiego dla mnie ćwiczenia, słyszałam „pamiętaj o oddychaniu”. I wtedy dopiero łapało się powietrze… Potem już co jakiś czas przypomniałam sobie sama, że zapomniałam o oddychaniu;-) podczas planka, brzuszków, podciągania itd… Tymczasem wszystko, co wiesz o oddychaniu, zostaje postawione pod znakiem zapytania dzięki książce Patricka McKeowna pt. Tlenowa przewaga.
Umiesz oddychać?
Oddychanie jest automatyczne, odruchowe – temu nie da się zaprzeczyć. Jednak warto wiedzieć, że możemy mieć jakieś nawyki oddechowe, niekoniecznie poprawne. Podstawowym nawykowym BŁĘDEM jest oddychanie przez usta. To pierwsza kwestia, którą porusza Patrick McKeown, i która powinna mieć znaczenie nie tylko dla sportowców, a właściwie dla każdego człowieka (książka Tlenowa przewaga napisana została do osób uprawiających sport, jednak tak naprawdę każdy powinien ją przeczytać, bo to, co jest w niej zawarte, powinno się wykorzystywać na co dzień…). Co jest złego w oddychaniu przez nos – zapytasz – przecież wtedy dostarczasz swoim komórkom więcej tlenu, więc to chyba dobrze? No i to jest pierwszy mit, który obala Patrick McKeown. Bo większa objętość wdychanego powietrza nie jest równoznaczna z lepszym dotlenieniem. Tak jak powinniśmy jeść odpowiednią ilość kalorii, tak i powinniśmy wdychać nie za dużo, nie za mało powietrza – a oddychanie przez usta prowadzi do niepożądanej hiperwentylacji, nie zaś do lepszego zdrowia!
Oddychanie ustami
Gdy podąży się za wywodem Patricka McKeowna, wszystko stanie się jasne. De facto podczas „zwykłego oddychania” nosem, już krew jest wysycona tlenem na 95-99% (zdrowy i prawidłowy poziom saturacji) – nie da się więc jeszcze bardziej „natlenić”. Co zatem dzieje się, gdy oddychamy ustami? Nadmiar tlenu – a więc i dwutlenku węgla – jest od razu wydychany. Wtedy właśnie tak naprawdę tlen nie ma szans dostać się do tkanek i narządów, a przez to możemy czuć się zmęczeni i ospali. Za przykład może służyć sytuacja związana ze spaniem z otwartymi ustami – osoby, które niestety tak robią, w nocy chrapią, często się budzą, a rano i tak są niewyspane mimo ośmiu czy dziesięciu godzin ładowania baterii. Według badań osoby oddychające w nocy ustami mają w ciągu dnia osłabioną koncentrację, a przy tym częściej doświadczają złego nastroju. Z kolei sporadyczne głębokie oddechy prowadzą do ograniczenia krążenia krwi, a więc do oszołomienia i zawrotów głowy (niektórzy celowo tak robią podczas medytacji, aby właśnie poczuć się jak na oddechowym haju). Bo – jak wyjaśnia Patrick McKeown – przepływ krwi do mózgu ulega zmniejszeniu proporcjonalnie do spadku stężenia dwutlenku węgla.
O co chodzi w oddychaniu?
Ktoś zapyta – ale w czym problem, przecież to dwutlenku węgla chcemy się pozbyć z organizmu? No nie do końca… Usunięty powinien być jedynie nadmiar dwutlenku węgla. Jeśli zaś nasz organizm ma wysoką tolerancję stężenia CO2, to równocześnie ma lepszy pułap tlenowy (VO2max – zdolność organizmu do wykorzystania tlenu podczas minuty wyczerpującego wysiłku), co z kolei wiąże się z możliwością uzyskania lepszych wyników w sporcie… O kondycji i wydolności oraz o bardzo dobrym zaopatrzeniu mięśni w tlen świadczy umiejętność ćwiczenia bez konieczności otwierania ust i bez zadyszki… Dlaczego czołowi sportowcy często budują formę, trenując na górskich wysokościach? Tam w powietrzu jest mniej tlenu – a więc organizm musi się bardziej wysilić i dzięki takim treningom poprawia się VO2max. Czy to oznacza, że musisz wyjechać w góry, aby zyskać lepszą formę? Otóż według Patricka McKeowna, który opiera się na naukach dr. Butejki, podobne zalety co trening wysokogórski ma… trening wstrzymywania oddechu. I to właśnie propozycje takiego treningu przedstawia książka Tlenowa przewaga. Według autora są to prozdrowotne nawyki, które każdy z nas powinien wdrożyć do swoich codziennych aktywności. Oczywiście nie ma co się rzucać na głęboką wodę, dlatego na samym początku autor proponuje wykonanie testu wysycenia organizmu tlenem (TWOT).
Tu może pojawić się kolejne zaskoczenie dla czytelnika – bo przecież zawsze podczas wstrzymywania oddechu, najpierw nabierało się jak najwięcej powietrza… a tutaj zatykamy nos dopiero PO wydechu. Jeśli więc wcześniej „mogłeś wstrzymać oddech na 2 minuty”, teraz okaże się, że twój wynik to raptem 20 sekund… A to i tak dużo, bo wiele osób nie przekracza tego wyniku. Ale nic nie szkodzi – bo książka Tlenowa przewaga zawiera zestaw ćwiczeń, które mają pomóc osiągnąć wynik odpowiedni dla w pełni zdrowej osoby (40 sekund wstrzymywania oddechu).
Książka Tlenowa przewaga – dla każdego
Czy polecam? Rzecz jasna – książka zmieniła moje postrzeganie tak prostej i automatycznej rzeczy, jaką jest oddychanie. Zainteresowało mnie to z tego względu, że już wcześniej zauważyłam, iż nawet podczas zwykłego spaceru z Molly po jakimś czasie odruchowo otwieram usta. Zdarza mi się też spać z otwartymi ustami i chrapać. Czasami męczy mnie zatkany nos (niby alergia na roztocza, ale kto to tam wie?) – a według Patricka McKeowna wstrzymywanie oddechu (na określony czas w kilku seriach) jest właśnie skutecznym sposobem na odblokowanie nosa. Ponadto autor twierdzi, że jego program oddechowy pomógł wielu osobom wyleczyć się z astmy, a wielu sportowcom pozwolił poprawić wyniki. Dzięki przeczytaniu tej książki staram się cały dzień oddychać przez nos, kontroluję się też na treningach. Mam nadzieję, że podczas letniego wyjazdu w góry już nie będę sapać, wchodząc na jakiś szczyt:-).