Jak Zachód utracił Boga

Jak zachód utracił BogaCzy ateizm to tylko moda, która jedynie pozornie prowadzi do upadku chrześcijaństwa na Zachodzie? Dlaczego szukamy ukojenia gdzieś indziej, a nie jak dawniej, w religii? Mary Eberstadt, autorka książki Jak Zachód utracił Boga stawia swoją tezę na ten temat – według niej kryzys religii spowodowany został upadkiem rodziny, popularyzacją antykoncepcji i związków nietypowych (m. in. homoseksualnych). Książka składa się z trzech części – w pierwszej z nich czytelnicy, którzy nie wiedzą wiele o sekularyzacji, mogą zapoznać się z ogólnym zarysem współczesnej sceny intelektualnej, z zaletami i wadami poszczególnych teorii zeświecczenia. W drugiej części autorka przedstawia swoje spojrzenie na kwestię upadku chrześcijaństwa, a w ostatnim fragmencie książki – spekuluje na temat przyszłości religii chrześcijańskiej oraz rodziny.

Upadek naturalnej rodziny

Według Eberstadt kryzys chrześcijaństwa wynika z upadku naturalnej rodziny. Mamy do czynienia z coraz większą liczbą rozwodów, z problemem samotnego rodzicielstwa, z legalizowaniem aborcji, jak i z rozpowszechnieniem środków antykoncepcyjnych. To wszystko sprawia, że młodzi ludzie nie spieszą się ze ślubami, często zmieniają partnerów, uciekają przed zobowiązaniami. Według autorki, to właśnie przez to odwracają się od chrześcijaństwa. Badania bowiem wykazały, że młodzi najczęściej zaczynają regularnie chodzić do Kościoła po własnym ślubie, gdy pojawią się dzieci – tak jakby chcieli tym potomkom właśnie przekazać wartości chrześcijańskie, które są przecież ogólnoludzkie (szanuj bliźniego, nie czyń zła itd).

Autorka wskazuje, do czego doprowadziła rewolucja seksualna. Zaznacza, że gdy tylko Kościół protestancki zmienił swój stosunek do antykoncepcji (zezwalając na nią), wbrew przewidywaniom nie zbliżył on do siebie wierzących, a przeciwnie – coraz więcej osób zaczynało się od Kościoła oddalać. Choć na pozór wydawać by się mogło, że to restrykcyjny kodeks moralności odsuwa ludzi od Kościoła, Eberstadt wskazuje, że być może wcale tak nie jest – i to właśnie zasady trzymają wielu ludzi przy Kościele.

Błyskotliwość? Brak

Połowa książki jest dość dobra, chociaż język typowo akademicki odstręczy z pewnością wielu. Autorce brak polotu w pisaniu, wymienia tylko po kolei książki socjologów religii i główne tezy z nich, wymienia różnego rodzaju badania, ale wszystko to bez własnej inwencji… Po recenzowanej wcześniej pozycji Sapiens. Od zwierząt do bogów widać, że można pisać błyskotliwie i przyjaźnie o rzeczach naukowych, ale Mary Eberstadt bardzo wiele brakuje do tego poziomu. Autorka po prostu przepycha swoją tezę – nie wierzysz, bo twoja rodzina jest niepełna/pełna, ale każdy sobie rzepkę skrobie – i nie dopuszcza do siebie możliwości, że można nie wierzyć dlatego, że się miało wątpliwości i po prostu zaczęło się myśleć.

Im dalej w las, tym…

Czytając, że chrześcijanin jest dobry i służy innym (m. in. poprzez wsparcie biednych) bardziej niż ateista, śmiałam się pod nosem. To raczej kwestia charakteru i wrażliwości a nie wiary. „Osoby pobożne są znacznie bardziej skłonne oddać krew”, „zwrócić resztę omyłkowo wydaną im przez kasjera”. Zapewne wszystkie te twierdzenia wynikają z ankiet, w których pierwszym pytaniem jest pytanie o wiarę – a to już implikuje to, JAK POWINNIŚMY odpowiadać na kolejne pytania, co jednak nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Książka ogólnie do połowy jest OK, ale im dalej, tym mniej przekonująco.

Na koniec, mój rarytas. CYTAT, który rozbił bank.

Jak Zachód utracił Boga

“Niezwykle przekonujące badanie opublikowane w 1999 roku w Demography: Zaangażowanie religijne jest silnie powiązane ze współczynnikiem umieralności. Osoby, które nigdy nie uczestniczą w nabożeństwach, są najbardziej narażone na ryzyko zgonu, a osoby, które uczestniczą w nich częściej niż raz w tygodniu – najmniej”.

Mam WIELKĄ nadzieję, że to wina polskiego tłumacza, bo jeżeli takie coś jest dla autorki niezwykle przekonujące, to niestety znajdujemy się na dwóch różnych orbitach intelektualnych.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu WAM.

(Całkowicie dobrze można pisać jedynie o książkach całkowicie dobrych, tutaj według mnie trochę niestety zabrakło, a to nawet nie kwestia merytorycznej zawartości, a samego języka, który w tej książce jest po prostu nieprzyjazny).