Recenzja: Inteligencja ekologiczna – Daniel Goleman

Inteligencja ekologiczna

Popłynęłam ostatnio na Golemanowskiej fali – tak dobrze mi się czytało kilka z jego książek, że postanowiłam przeczytać w s z y s t k i e. I może i bym przeczytała, gdybym wcześniej nie natrafiła na minę. A właściwie na niewypał. Otóż w 2009 roku Daniel Goleman napisał Inteligencję ekologiczną, która za sprawą Domu Wydawniczego REBIS pojawiła się na polskim rynku jeszcze w tym samym roku.

Temat wydawał mi się ciekawy – autor miał zastanawiać się nad tym, w jaki sposób człowiek może zwiększyć swoją inteligencję ekologiczną. Zamysł słuszny, ale dlaczego połowa książki stała się opisem zalet jednej z proekologicznych aplikacji? (Tu moja niepewność – podać jej nazwę, w końcu inicjatywa dobra?) Czy ja dalej czytam książkę, czy to rozbudowana opinia użytkownika w sklepie google play? Właśnie to sprawiło, że męczyłam się, czytając. Skupienie się na aplikacji znudziło mnie, zirytowało, a nawet przytłoczyło, bo przez to inne kwestie zostały potraktowane po macoszemu. A kwestii tych było przecież mnóstwo – od psychologii kupujących do strategii sprzedających. Autor wskazuje między innymi, czy modne produkty mogą nas skłonić do zmiany zwyczajów, a także dlaczego powinniśmy nauczyć się rozpoznawać pozór ekologicznej wartości. Dowiadujemy się też, czy badania opinii konsumenckiej mają sens – wskazują nasze optymalne wybory, czy może tzw. wierność marce to zwykłe lenistwo? Czy droższe produkty są lepsze od tych tańszych?

Jedynie radykalna przejrzystość ekologiczna może umożliwić nam stwierdzenie tego. Okazać się może wówczas, że firma, która produkuje t-shirty ze 100% bawełny, wcale nie jest taka eko, bo do procesów farbowania używa niebezpiecznych dla środowiska barwników (nie mówiąc o tym, że wyhodowanie bawełny na 1 t-shirt wymaga 10 tys. litrów wody). Goleman mówi też o analizie cyklu życiowego szklanego słoika, o tłuszczach trans-, chorobie nazywanej „płucami wytwórcy popcornu”, a także o koniecznych kłamstwach (tym sformułowaniem nawiązując do jednej ze swoich poprzednich książek), czyli pocieszających historiach, które sobie opowiadamy, by ukryć boleśniejszą prawdę. Jak widać, poruszonych tematów jest mnóstwo – ale są one według mnie traktowane pobieżnie, książka zaś wygląda jak reklama jednej z proekologicznych aplikacji – drugi raz bym jej nie przeczytała, skoro nawet ten pierwszy raz był drogą przez mękę…